Początek treści

wróć...Nieznane fragmenty wspomnień Ireny Wołyniak zesłanej na Sybir w wyniku agresji ZSRR

Źródło: ipn.gov.pl/MJ

W wyniku masowych wywózek ludności polskiej, będących następstwem agresji ZSRR, wiele polskich rodzin zostało zesłanych na Syberię. Wśród nich znalazły się również osoby najbliższe sercu Stanisława Siedleckiego, senatora II RP i jednego z najwybitniejszych przedstawicieli ruchu prometejskiego. Po napaści sowieckiej na Polskę we wrześniu 1939 r., w pierwszej połowie 1940 r. Irena Siedlecka (po mężu Wołyniak) zesłana wraz siostrą oraz chorą matką na Syberię. Następnie przez Uzbekistan ewakuowana do Iranu, a stamtąd do Indii. Po wojnie osiadła na stałe w Australii.

fot. Senator Stanisław Siedlecki z córką,
archiwum Krystyny Haq

[...]

Na moje wojenne wspomnienia, wbrew oczekiwaniom, nie składają się odgłosy samolotów i eksplozji artyleryjskich, nie było też wypadku, bym cieśniła się w schronie przeciwlotniczym. Nie poznałam ani jednego schronu przeciwlotniczego i choć nieobce były mi dźwięki syren i spadających bomb, to komnaty mojej pamięci wypełnione są po brzegi bardziej prozaicznymi obrazami baraków i ludzi śpiących w stłoczeniu na syberyjskiej trawie lub przykucniętych na irańskim pustynnym piasku pod marnymi namiotami, które ledwie kryły nasze głowy, migrujących ludzi pod przymusem zabranych ze swoich domów, stłoczonych na brudnej podłodze wagonów towarowych pociągów, podróżujących przez całe dnie ku nieznanemu przeznaczeniu, choć historia Polski wskazywałaby kierunek Syberii.

Po dwóch długich tygodniach przybyłyśmy do obozu usytuowanego w ogromnym syberyjskim lesie w pobliżu wioski niedaleko od Tomska w obwodzie nowosybirskim, jak dowiedziałyśmy się później. Widok drewnianych baraków, opróżnionych niedawno z rosyjskich więźniów, wzbudził z początku moją ciekawość.

Ludzie wychodzili sprawdzić swoje nowe kwatery i było dużo ożywionych rozmów na widok zatłoczonych kwater z podwójnymi pryczami ustawionymi pod ścianami. Jednym z moich najwyraźniejszych wspomnień jest moment w jednym z tych starych baraków, gdy badaliśmy nasze nowe otoczenie. Spojrzałam na brudno-różowe ściany, które były widoczne spomiędzy belek prycz i pomyślałam, że musiałam przez moment doznać zawrotu głowy, ponieważ ujrzałam ściany przechodzące się przed moimi oczami w stałej fali powolnego ruchu. Jednak pozostali również doświadczali podobnego „złudzenia”, dopóki ktoś bardziej realistycznie nie wykrzyknął: „Spójrzcie na pluskwy, ściany są przez nie pokryte! Wyjdźmy szybko, zanim dostaną się do naszych rzeczy”.

[...]

Moja matka, siostra i ja miałyśmy na tyle szczęścia, że przydzielono nam miejsce w całkowicie nowym baraku, co było o tyle dobre, że zaczął już padać śnieg. Lato trwało jedynie od czerwca do września. Zostałyśmy deportowane z Polski w dzień świętych Piotra i Pawła, w końcu czerwca. Budynki, w których miałyśmy mieszkać, były bardzo prostymi drewnianymi konstrukcjami, ich ściany wykonane były z dwóch warstw sosnowych desek, z przestrzenią pomiędzy nimi wypełnioną trocinami. Był to pomysłowy substytut dwuwarstwowej ceglanej ściany, przytulnie ciepły podczas przerażającej syberyjskiej zimy, gdy temperatura na zewnątrz budynku osiągała minus 50 stopni Celsjusza i gdy minus 25 stopni Celsjusza w bezwietrzny dzień wydawało się być dniem wiosennym.

[...]

Pomieszczenie, w którym mieszkałyśmy, miało sześć pryczy. Przez pryczę rozumiem szerokie, drewniane deski wsparte na nogach ze skrzyżowanych drewnianych listew. Służyły nam one jako łóżka. Żadne inne umeblowanie nie było ani dostarczane, ani konieczne. Ci z nas, którzy mieli jakikolwiek rodzaj posłania, byli szczęśliwcami. Służyło nam ono zarówno jako materac, jak i okrycie. Pozostali spali na gołej drewnianej powierzchni i okrywali się swoimi płaszczami. Dzieliłyśmy pomieszczenie z naszą przyjaciółką Elżbietą i jej synem oraz z chłopcem w wieku lat 15 lub 16. Później jego miejsce zajęła młoda kobieta w wieku około 20 lat, która została deportowana po tym, jak została uwięziona w Polsce za przestępstwa nieznane lub nieistniejące. Nie miała ona bagażu. Jej jedynym dobytkiem było ubranie, w którym została ujęta i drżała ona każdej nocy pod lekkim zimowym płaszczem.

[...]

Na początku naszego obozowego życia oficer NKWD zebrał nas na zewnątrz, na trawie na wykład. Po pierwsze, poinformował nas, że musimy być wdzięczni towarzyszowi Stalinowi, naszemu dobroczyńcy, za udostępnienie nam domu – bezkresu Syberii – podczas gdy Niemcy nie zawracali sobie głowy repatriowaniem nas. W zamian za tę „szczodrość” byliśmy zobligowani odpracować koszty wyżywienia i transportu wydatkowane na naszą podróż. [...]

fot. Irena Wołyniak,
archiwum Krystyny Haq