Początek treści

back...Prze-MY-SŁOWA

OGÓLNOPOLSKA AKCJA EDUKACYJNA

18 stycznia 2025 r.minie 80 lat od zakończenia funkcjonowania niemieckiego obozu dla dzieci polskich przy ulicy Przemysłowej w Łodzi. Z tkanki obozowej pozostało do dziś niewiele. Kilka budynków, dziesiątki listów małych więźniów do bliskich, niewielki zasób archiwalny, setki relacji byłych więźniów i zmniejszająca się z każdym rokiem grupa Ocalałych. W zjeździe byłych więźniów we wrześniu 2024 r. w Łodzi wzięły udział tylko cztery Ocalałe i trzech Ocalałych z Przemysłowej. Na pytanie, co wywołało największą radość Ocalałych podczas wielu wydarzeń zaplanowanych podczas zjazdu, należy odpowiedzieć, że spotkania z młodymi ludźmi, energia współczesnych nastolatków, ciekawych kontaktu i spontanicznej rozmowy z tymi, którym nie dane było zaznać beztroskiego dzieciństwa.

18 stycznia 2025 r. minie 80 lat od zamknięcia obozu, który nigdy nie powinien powstać. Obozu dla młodych Polaków u progu życia, będących niewinnymi dziećmi, których brutalnie pozbawiono domu i rodziny. Współcześni młodzi są ostatnim pokoleniem, które ma szansę na kontakt z byłymi więźniami, z przeżyciami i emocjami w wersji live.

Sprawcie radość ostatnim żyjącym więźniom Przemysłowej.

Podejmijcie wyzwanie, które polega na prostym odruchu serca i nakreśleniu kliku słów do Ocalałej lub Ocalałego.

Zachęcamy uczniów 12+ do wzięcia udziału w ogólnopolskiej akcji „Prze-MY-Słowa”.

ZASADY W 5 KROKACH

 

1. Podjęcie decyzji „działamy!”w szkole, klasie, grupie uczniów wraz z nauczycielem i przesłanie zgłoszenia. / ZGŁOSZENIE UDZIAŁU

2. Zapoznanie się z biogramami Ocalałych (np. na lekcji historii, godzinie z wychowawcą, kółku historycznym). / STRONA AKCJI

3. Napisanie listów  do konkretnych Ocalałych (estetycznie, indywidualnie, w zespołach, odręcznie, komputerowo, z rysunkiem, jak chcecie!).

4. Spakowanie paczki z listami (paczka klasowa /szkolna) i przekierowanie przesyłki (na koszt szkoły) na adres Muzeum Dzieci Polskich – ofiar totalitaryzmu, ul. Piotrkowska 90, 90-103 Łódź do 10 stycznia 2025 r.

5. Przekazanie listów Ocalałym przez pracowników Muzeum podczas uroczystości związanych z obchodami 80. rocznicy zakończenia funkcjonowania obozu w styczniu 2025 r. lub podczas spotkań indywidualnych z Ocalałymi, przygotowanie i opublikowanie fotoreportażu z wydarzenia na stronie internetowej Muzeum.

 

⇒ Na Wasze pytania chętnie odpowie edukator muzealny.

     +48 662258388 / telefon aktywny od g. 8.00 do g. 16.00 /

BIOGRAMY OCALAŁYCH Z PRZEMYSŁOWEJ

Urszula Grenda  (rocznik 1933 / dzisiaj lat 91) do obozu na Przemysłowej trafiła z dwoma starszymi braćmi, Eugeniuszem i Jurkiem, i najmłodszą siostrą Domicelą. Rodzeństwo pochodziło z Mosiny, miasteczka pod Poznaniem. Tata i czworo najstarszego rodzeństwa zginęło w obozach do dorosłych. Spośród najbliższych cudem przeżyła tylko mama.

Prace, jakie Ula wykonywała w obozie, to prostowanie igieł, obieranie warzyw, wyrób sztucznych kwiatów, prace rolne w filii w Dzierżąznej. Ciężko chorowała, ale dzięki wsparciu braci i innych dzieci udało jej się przetrwać.

Ciężar wojennych wspomnień i cierpień kojarzonych z domem w Mosinie sprawił, że decyzją mamy wszyscy, którzy pozostali przy życiu - ona i czworo dzieci - zamieszkali w Poznaniu.

Urszula jest wciąż wśród nas i często dzieli się tym, co zostało w jej pamięci. Mimo problemów ze zdrowiem i konieczności używania wózka inwalidzkiego, bierze udział w zjazdach ocalałych i możemy ją zobaczyć w filmie „To się nie kończy”.

Władysław Jakubowski  (rocznik 1930 / dzisiaj lat 94) urodził się pod Ciechocinkiem. Gdy miał 5 lat, zmarła mu mama. W roku 1944 Niemcy aresztowali całą rodzinę – tatę z drugą żoną i wszystkie dzieci. Przebyli długą, tułaczą drogę, zakończoną w wielkim obozie przesiedleńczym w Łodzi przy ulicy Łąkowej. Czternastoletni Władysław uciekł stamtąd, został złapany i trafił na Przemysłową, gdzie więziono go do końca wojny (styczeń 1945). W obozie pracował m.in. w warsztacie szewskim i równał tonowym walcem obozowe ścieżki. Po wojnie chorował długo na płuca, ale wrócił od razu do szkoły, a nawet skończył studia i został prawnikiem.

Od początku istnienia Muzeum brał udział w zjazdach ocalałych i można jego wspomnienia odnaleźć w naszych zasobach video.

Jerzy Jeżewicz (rocznik 1940 / dzisiaj lat 84) w chwili przywiezienia z rodzinnej Mosiny na Przemysłową miał niecałe 3 latka, był więc jednym z najmłodszych dzieci w historii obozu. Uwięziono go razem z czteroletnim bratem Edwardem. Ich mama zginęła w komorze gazowej KL Auschwitz-Birkenau, a tata w kompleksie KL Mauthausen-Gusen (Austria).

Chłopców umieszczono w budynku dla dzieci do lat siedmiu. Najmłodsze dzieci nie miały obowiązku pracy, ale żyły w tragicznych warunkach sanitarnych, głodowały, chorowały, tęskniły, nie miały należytej opieki.

W sierpniu 1944 roku dzieci najmłodsze – w tym Jurka i Edwarda - wywieziono z Łodzi do obozu w Potulicach, gdzie przebywały pół roku, do końca wojny. Po wojnie obaj trafili do rodzin zastępczych i spotkali się ponownie po wielu latach.

Jerzy jest od początku przyjacielem naszego Muzeum, aktywnie uczestnicząc w wielu wydarzeniach upamiętniających dzieje obozu i biorąc udział w przedsięwzięciach medialnych.

Bohdan Kończak (rocznik 1935 / dzisiaj lat prawie 90) w obozie na Przemysłowej więziony był od września 1943 roku razem z młodszym bratem, siedmioletnim Ireneuszem, i prawie pięćdziesięciorgiem innych dzieci z Mosiny. Tata po aresztowaniu zaginął, a mama cudem przetrwała aż trzy niemieckie obozy. Bohdan, jako ośmiolatek, pracował w różnych obozowych warsztatach i był świadkiem wielu aktów przemocy dorosłych wobec dzieci. W obozie nie ominęły go liczne cierpienia i ogromna tęsknota za kochającą rodziną. Pod koniec wojny poważnie zachorował i wolność zastała go w szpitalu na terenie Łodzi. Po powrocie z obozów do domu mama natychmiast rozpoczęła poszukiwania, odnalazła obu synów w różnych sierocińcach i sprowadziła do rodzinnego domu. Bohdan pozostał w Mosinie na całe życie.

Mimo kłopotów ze zdrowiem, Bohdan przyjeżdża na zjazdy  i bierze udział w naszych inicjatywach. W lutym 2025 roku będziemy świętować jego 90. urodziny.

Adolfina Cubrzyńska  (roczniki 1933 / dzisiaj lat 91) to rodowita warszawianka z ulicy Marywilskiej. Wraz ze starszą siostrą Haliną aresztowana w styczniu 1943 roku w okolicach Ostrołęki podczas próby wymiany artykułów przemysłowych na żywność. Za karę obie dziewczynki Niemcy skierowali do obozu na Przemysłowej. Halina i Adolfina pracowały w obozowej kuchni, w pralni, w warsztacie krawieckim, przy porządkowaniu terenu oraz w filii gospodarczej obozu we wsi Dzierżązna. Mimo ciężkich chorób przebytych w obozie, obie przeżyły, a obecnością Adolfiny wciąż możemy się cieszyć. Do dzisiaj mieszka w Warszawie.

Helena Leszyńska  (rocznik 1931 / dzisiaj lat 93) to rodowita poznanianka. Jej tata był powstańcem wielkopolskim. Zanim we wrześniu 1943 roku trafiła na Przemysłową, Niemcy więzili ją w areszcie Gestapo w Poznaniu. W obozie łódzkim pracowała w dwóch najtrudniejszych warsztatach - w iglarni i pralni - oraz przy produkcji torebek i sztucznych kwiatów. W przetrwaniu chorób i głodu pomagały jej wysyłane przez mamę paczki z żywnością. Po wyjściu z obozu otrzymała pomoc i opiekę nieznanej łódzkiej rodziny. Gdy wróciła wreszcie do domu, zastała w nim chorą i wycieńczoną mamę, więc od razu musiała przejąć domowe obowiązki i podejmowała każdą nadarzającą się pracę.

Kiedy mama przysyłała do obozu paczki, Helena zawsze dzieliła się jedzeniem z innymi dziećmi. I taka pozostała do dzisiaj – mimo wieku wciąż pomaga wszystkim potrzebującym i z wyjątkową serdecznością przyjmuje zaproszenia Muzeum na zjazdy Ocalałych. Wystąpiła w naszym filmie „To się nie kończy”.

Joanna Maciejewska-Piotrowska  (rocznik 1939 / dzisiaj lat 85) trafiła na Przemysłową we wrześniu 1943 roku z trojgiem starszego rodzeństwa – Janiną, Janem i Józefem. Rodzina mieszkała w Mosinie, ale gdy Niemcy rozbili antyhitlerowską konspirację, wielu dorosłych Polaków z tego miasteczka wysłano do obozów koncentracyjnych,  a dzieci do Polen-Jugendverwahrlager w Łodzi. Rodzice Joanny zginęli. Najmłodsza, czteroletnia wówczas Joanna przebywała w obozie łódzkim do końca lipca 1944 roku, po czym Niemcy wywieźli ją bez rodzeństwa do obozu w Potulicach. Po wojnie zaopiekował się nią Polski Czerwony Krzyż w Toruniu i przekazał rodzinie zastępczej, a następnie do domu dziecka. Przez lata tęskniła za rodzicami i nie mogła zrozumieć, dlaczego ich nigdzie nie ma. Zawsze, gdy Muzeum zaprasza ją do uczestnictwa w wydarzeniach upamiętniających obóz, chętnie bierze w nich udział. To od zdania z wywiadu z jej bratem Janem zaczerpnęliśmy tytuł projektu „Nauczono nas płakać bez łez”.

Gertruda Piechota-Górska  (rocznik 1933 / dzisiaj lat 91) urodziła się w Krzyżownikach (obecnie to część Poznania), a jej tata był powstańcem wielkopolskim. Została aresztowana podczas ulicznej łapanki w Poznaniu w czerwcu 1943 roku i trafiła do łódzkiego obozu. Pracowała w ogrodzie, przy klejeniu torebek, a także w filii gospodarczej w Dzierżąznej. Podczas selekcji Niemcy uznali Gertrudę za „wartościową rasowo”, ale ostatecznie, z uwagi na słabe zdrowie, postanowili jej nie germanizować. W obozie ciężko chorowała i była leczona w szpitalu w getcie. Po wojnie trafiła do siedziby Polskiego Czerwonego Krzyża w Kórniku, następnie do rodziny zastępczej i do domu dziecka, skąd odebrała ją dalsza rodzina. Swoje zdrowie po wojnie określa jako  „zrujnowane”, tym bardziej więc cieszymy się z jej przyjazdów do Łodzi na spotkania upamiętniające obóz na Przemysłowej i z udziału w filmach.

Zuzanna Polok  (rocznik 1932 / dzisiaj lat 92) to dziewczynka z Wisły (Beskid Śląski), więziona w Łodzi razem z młodszym bratem Janem. Oboje ich rodziców zamordowano w KL Auschwitz-Birkenau, a wtedy rodzeństwo wraz z najmłodszym, czteroletnim Andrzejem, zamieszkało u cioci w Istebnej. W roku 1943, wraz z grupą dzieci z Wisły, Zuzia i Janek wywiezieni zostali do obozu na Przemysłowej. Zuzanna w obozie plotła sznurki z celofanu, pracowała w ogródku oraz krótko w iglarni.

Po wojnie Zuzanna trafiła do sierocińca prowadzonego przez zakonnice, a gdy miała niecałe 14 lat, rodzina sprowadziła ją do Istebnej. Po domu w Wiśle został dół i zgliszcza, więc Zuzia i jej bracia, już jako sieroty, musieli budować sobie życie od zera. W pokoju gościnnym w jej domu wisi pięknie oprawione ostatnie zdjęcie z rodzicami. Tęskni do dziś. Do Łodzi nie przyjechała już nigdy.

Henryka Kowalska-Śliwicka  (rocznik 1934 / dzisiaj lat 90) więziona była w obozie razem ze starszym bratem Henrykiem. Powodem aresztowania całej rodziny była ucieczka taty z niemieckiej niewoli (zmarł pod domem w wyniku postrzału). Niemcy uwięzili jego żonę i dzieci w obozie w rodzinnym Inowrocławiu, a pod koniec roku 1942 przekazali Henrykę i Henryka do obozu w Łodzi. Ponieważ Henia miała zaledwie dziewięć lat, praca w obozie sprawiała jej dużo trudności. Niemcy co i rusz zmieniali jej pracę, przeszła więc przez wiele różnych warsztatów, a każda źle lub niedokładnie wykonana praca była kończyła się karą. Chorowała i tęskniła za mamą, a także za bliską koleżanką, którą Niemcy skierowali do filii w Dzierżąznej. Mama przyjeżdżała po nią dwukrotnie, bo za pierwszym razem nawzajem się nie rozpoznały. Henia miała zabandażowane kończyny i ogoloną głowę, mama była wychudzona i zmieniona wojną. O obozie Henryka mówi niechętnie, bo wspomnienia są zbyt trudne, ale już kilka razy Muzeum gościło ją w Łodzi podczas zjazdów Ocalałych. Pięknie haftuje i bardzo lubi spotkania z młodymi.

Jerzy Skibiński  (rocznik 1935 / dzisiaj lat 89) to chłopiec z inteligenckiej rodziny  mieszkającej w Mosinie. Tata był weterynarzem, którego Niemcy posądzili o działalność w konspiracji i zamordowali w Forcie VII w Poznaniu, a mamę wywieźli do Żabikowa, potem do KL Auschwitz-Birkenau, a następnie do KL Ravensbrück. Rodzeństwo - Jerzy, starsza siostra Wiesława i trzyletni brat Wojtek - wraz z dużą grupą mosińskich dzieci trafiło 14 września 1943 roku do obozu w Łodzi. Jerzy pracował przy porządkowaniu terenu obozu i w warsztatach wyrobu doniczek i sztucznych kwiatów. Podczas pobytu w obozie rodzeństwo cierpiało z powodu licznych chorób i wielkiej tęsknoty za kochającą rodziną.

W lipcu 1944 roku, wraz z bratem Wojtkiem i innymi maluchami z bloku dzieci najmłodszych, wywieziony został do obozu w Potulicach. Po wojnie dziećmi zajął się Polski Czerwony Krzyż. Jurek i Wojtek trafili do rodzin zastępczych, a po powrocie z Ravensbrück odnalazła ich mama, a dzięki jej trosce całe rodzeństwo zdobyło wyższe wykształcenie.

Obóz zostawił w myślach Jerzego wstrząsające wspomnienia. W ostatnich latach dwukrotnie przybył do Łodzi, by uczestniczyć w Marszach Pamięci (2013 i 2014).

Wojciech Skibiński  (rocznik 1940 / dzisiaj lat 84) to młodszy o 5 lat brat Jerzego, syn doktora Czesława i Teresy z Namysłowskich. Podczas wojny szczególnie trudny okazał się dla nich rok 1943 - wtedy zginął tata i cała rodzina rozpadła się na kawałki. Niedługo przed tą straszną chwilą urodził się najmłodszy braciszek Szczęsny, którego Niemcy zabrali w nieznane.

W momencie aresztowania Wojtuś miał zaledwie 3 lata, więc w obozie przebywał w bloku dla dzieci najmłodszych, będąc pod opieką wyznaczonych więźniarek. Szczerze wyznaje, że z pobytu w Polen-Jugendverwahrlager pamięta niewiele, ale nigdy nie zapomniał strachu, jaki czuł, gdy podczas choroby w ambulatorium wypadł mu z rączki na podłogę termometr i się potłukł. Co zrobią Niemcy? Ukarzą czy nie? Na szczęście temat został… zamieciony.

Wojciech uważa, że najwięcej w życiu zawdzięcza mądrej i kochającej mamie. Po wojnie to ona odnalazła dzieci, stworzyła im nowy dom, otoczyła zrozumieniem, nauczyła najlepszych rzeczy. Trudno jest mu wskrzeszać tamte złe wspomnienia, ale czyni to z obowiązku wobec pokolenia, jakie - mamy nadzieję - poniesie łódzki obóz w sztafecie Pamięci. Zawsze witamy go tu z szacunkiem i radością.

Marek Zakrzewski  (rocznik 1941 / dzisiaj lat 83) to jedno z najmniejszych dzieci w ewidencji obozu na Przemysłowej, gdzie przebywał wraz ze starszą siostrą, czteroletnią wówczas Danutą. Rodzeństwo urodziło się i mieszkało podczas wojny w Mosinie. Ponieważ tatę Niemcy aresztowali w marcu 1943 roku i ślad po nim zaginął, a mama zginęła w KL Auschwitz-Birkenau, Marek zna ich twarze jedynie ze ślubnej fotografii. Po wojnie, której koniec zastał go w obozie w Potulicach, trafił do rodziny zastępczej, a potem do domu krewnych. Jako dziecko bardzo małe i wrażliwe, wyjątkowo długo borykał się z problemami zdrowotnymi, a przez kolegów z transportu do Łodzi i z obozu zapamiętany został jako chłopiec wciąż płaczący za mamą, tak bardzo przeżywał rozstanie, lęk i tęsknotę.

Mimo obozowych traum i problemów z odzyskaniem zdrowia ukończył prawo na uniwersytecie w Poznaniu i założył szczęśliwą rodzinę. Dwukrotnie przyjechał do Łodzi na pierwszy i trzeci Marsz Pamięci. Z wielką życzliwością i radością traktuje powstanie i działalność Muzeum, co udowadnia wyjątkową korespondencją, jaką z nami prowadzi, i stale utrzymywanym kontaktem. Mamy nadzieję, że kiedyś do nas przyjedzie.

Krystyna Lewandowska (rocznik 1930 / dzisiaj lat 94) to dziewczynka z wielkopolskiego Obłaczkowa blisko Wrześni, aresztowana wiosną 1943 roku podczas łapanki w Poznaniu. Dziadek nauczył ją niemieckiego, dzięki czemu łatwiej jej było przetrwać czas spędzony w obozie, bo rozumiała rozmowy i rozkazy Niemców. Pracowała m.in. sprzątając komendanturę i w pralni, gdzie praca była wyjątkowo ciężka, bo wiązała się z noszeniem wielkich kotłów z gorącą wodą i czyszczeniem odzieży niezdrowymi dla skóry preparatami chemicznymi. Kiedy Niemcy 18 stycznia 1945 roku uciekli z obozu i zostawili dzieci na pastwę losu i srogiej zimy, wycieńczona Krysia trafiła do obcej rodziny, gdzie spędziła pierwsze dni wolności. Po wojnie już była sierotą, więc zanim znaleźli ją bliscy krewni, Pogotowie Opiekuńcze umieściło ją w domu dziecka. Młodość spędziła w Poznaniu, a dorosłe życie w Trójmieście. Kocha psy, ma wyborne poczucie humoru i pięknie opowiada swoje historie. Jest jedną z niewielu byłych więźniarek, które zdobyły wyższe wykształcenie.

W minionych latach była dwukrotnie w Łodzi jako gość listopadowych Marszy Pamięci, podczas których udzielała wywiadów do mediów i rozmawiała z młodzieżą, z przejęciem relacjonując wojenne przeżyciach. Bardzo byśmy chcieli, by kiedyś nas odwiedziła.

Henryk Łyszkowicz (rocznik 1934 / dzisiaj lat 90) to chłopiec z Łodzi, który trafił w czasie wojny do domu dziecka. Jego tata przebywał w obozie koncentracyjnym i tam zginął, a mama była wywieziona na roboty przymusowe do Niemiec. W 1943 roku dziesięcioletni Henryk wraz z dwoma chłopcami został przetransportowany z domu dziecka do obozu na Przemysłowej. Dlaczego? Próbował zdobyć pożywienie. Był stale głodny... Koledzy trafili na Przemysłową, ponieważ zniszczyli portret Adolfa Hitlera. Henryk zapamiętał tylko ich imiona i fakt "zniknięcia" chłopców podczas epidemii tyfusu. Może to zaskakujące, ale Henryk nie potrafi przypomnieć sobie swojego obozowego numeru, natomiast szczegółowo opisuje warunki bytowe w obozie. Drewniane prycze bez sienników, łapanie myszy na rozkaz wachmanów, nagromadzenie dzieci, którym brutalnie odbierano dzieciństwo częstym biciem i zastraszaniem. Głód był codziennością. Pajdka chleba i chochla zupy to za mało dla dziesięciolatka. W pamięci na zawsze zapisała się obozowa trwa, którą próbował jeść... Miała słodki smak. Dorosłe życie pan Henryk związał z Olsztynem. Na dawny teren obozu powrócił dopiero w 2023 roku podczas zjazdu Ocalałych. Wróciły wspomnienia. Ponownie mały i bezbronny Henryk próbował znaleźć swój barak i wyrazić wdzięczność rodzinie, która go przygarnęła, umyła, ubrała i nareszcie nakarmiła w styczniu 1945 roku.

Jaki jest dziś pan Henryk? Uśmiechnięty, dymny ze swojej rodziny, elegancki i ciekawy świata. Lubi opowiadać. Także o tych dobrych momentach w swoim długim życiu. 

Czesława Dylewicz-Henke (1929 - 2024) urodziła się w Inowrocławiu. Zanim w czerwcu 1943 roku trafiła do obozu na Przemysłowej, kilka tygodni spędziła najpierw w aresztach inowrocławskiego Gestapo, potem policji kryminalnej. Będąc więźniarką łódzkiego lagru była zmuszana przez Niemców do ciężkich prac tak w obozie macierzystym, jak i w filii w Dzierżąznej. Zwolniono ją w październiku 1944, gdy skończyła 15 lat. Do domu wróciła w stanie wyczerpania i z tyfusem. Kolejne 3 miesiące spędziła w szpitalu, a potem jeszcze długo była tak słaba, że nie mogła się samodzielnie poruszać. Po obozowych przeżyciach dochodziła do zdrowia przez wiele lat. Ku naszej wielkiej radości, pani Czesława była gościem kilku zjazdów ocalałych w Muzeum Dzieci Polskich.

 

Pani Czesława zmarła w trakcie projektu Prze-MY-SŁOWA kilka dni przed 95. urodzinami.

Wszystkie adresowane do niej listy, przesłane już do Muzeum, przekazane zostaną synowi, a my pięknie za nie dziękujemy.